Asset Publisher
Gdzie na urlop ???
(Chcieliśmy się z Wszystkimi koleżankami i kolegami z pracy spotkać i podzielić spostrzeżeniami i wrażeniami z naszego krótkiego urlopu, ale to jest w czasie wakacji niemożliwe. Więc obiecałem coś dla Wszystkich napisać, co spróbuję uczynić).
Wspólnie ze Zbyszkiem polecamy zdecydowanie wypad na dach Europy - Mont Blanc. Można się szybko oderwać ... od rzeczywistości, zostawić daleko problemy i troski, popatrzeć z dużej perspektywy na innych. Zrozumieć, że tych ważnych i potrzebnych
w życiu rzeczy, spraw jest naprawdę niewiele. Można również, w krótkim czasie, intensywnie „naładować akumulatory” na łonie natury.
Po wypadach na Triglav, Grossglockner, Bishorn, Allalinhorn, Dom taki rodzaj urlopu i wypoczynku mamy już sprawdzony.
Nasza męska przygoda rozpoczęła się w Osiu; stąd bowiem wyruszyliśmy 8.07.18r zgraną ekipą (Rycho, Ekstremalny Tata, Tiger i Mario) do francuskiego Chamonix a właściwie do Les Houches. Następnie kolejką linową dotarliśmy do Bellevue, a później „zębatym” pociągiem do Nid d'Aigle. Dalej niestety wędrować trzeba było pieszo z „całym domem” i wiktem na plecach. Celem wędrówki tego dnia był biwak pod Tete-Rousse. Do dyspozycji: nocleg na lodowcu, bądź na kamieniach - wybraliśmy oczywiście kamienie, chyba w ramach pokuty za zostawienie kobiet w domu.
Dodatkowe umartwienia przychodziły w nocy, gdy temperatura spadała do -10.
W biwaco życie płynie bardzo sielankowo- spanie, jedzenie, jedzenie, karty, jedzenie, spanie... Czy można wymarzyć sobie coś sympatyczniejszego. W dodatku z widokiem na przepiękne, pokryte lodem czterotysięczniki !
Słychać różne języki. Spotykamy różnych ludzi (Litwini, Czesi, Rosjanie, Anglicy, Francuzi, chyba Koreańczycy, Włosi i dużo Polaków-taka trochę wieża Babel). Przy okazji, dziękujemy Państwu z Warszawy, którzy obdarowali nas medalikami z Niepokalanowa.
Na pewno nie zaszkodziły np. w sobotę 14.07. okazało się, że władze Francji zamknęły szlak na MB „trasą królewską” ze względów bezpieczeństwa.
Niesamowitym zajęciem w górach, jest dla mnie organizowanie wody na herbatę i posiłki. W domu nigdy nad tą czynnością się nie zastanawiałem. Tam czasami godzinę czekamy, aż kropelka po kropelce z topniejącego śniegu i lodu napełni się pół litrowy kubeczek. Woda w górach to bardzo cenne dobro.
Po odespaniu podróży i harówy, jaką było wejście z ciężkimi plecakami na 3200mnpm. zaczęliśmy aklimatyzację, która jest konieczna do poruszania na wysokości powyżej 4000 mnpm. Czekał nas do przejścia najbardziej ryzykowny odcinek. Prawie 600m ściany Grand Couloir, zwany Kuluarem Śmierci lub Rolling-Stones. Opadając setki metrów spod szczytu Aiguille du Gouter, zbiera lawiny śniegu i kamieni z impetem lecące po ścianie. W tym miejscu rozegrało się wiele dramatów a niespodziewane obrywy zabrały życie wielu wspinaczom. Wróciliśmy na Kuluar w nocy z 11 na 12 lipca rozpoczynając właściwy atak na „Blanca”.
Po 3 dniach aklimatyzacji i przygotowań, przyszła TA NOC. Teoretycznie powinniśmy spać do 1:00, lecz nie koniecznie był to sen. Raczej jawa. Koiliśmy się do snu Starym Dobrym Małżeństwem „z komórki”, które nie do końca spełniło swoje zadanie.
Sam atak na szczyt wyglądał następująco:
Start o 2:30-Kuluar-Aiguille du Gouter-przełęcz Col du Dome. Już świta, słońce jeszcze nisko za górami, ale po prawej stronie wyłania się cień Mont Blanc – jest moc! Dochodzimy do schronu Vallot (4362). Krótki odpoczynek, małe kłopoty oddechowe, lekki ból głowy, ale przemy dalej przez bezkresne morze gór, dolin pokrytych lodem i śniegiem.
Ok 10:00 meldujemy się na szczycie MB (4810mnpm) z grupą Polaków z Gniewu z którą trochę się ścigaliśmy po drodze. Dla takich chwil warto żyć… Pogoda bajeczna, widoki zapierają dech w piersi (pewnie nie tylko widoki, wysokość trochę też). Kilka fotek i do domu. Tak się bawią Leśnicy (z naszego Nadleśnictwa).
Dziękujemy Wszystkim dzięki, którym ten miły urlopik był możliwy. Pozdrawiamy ZiM.
Tekst i foto: Mariusz Deinowski